Ja wiem. Po prostu nie ma szans z Hopkinsem. To jest taka reguła, jak Hopkins nawet gra i przeciętnie( jak na swoje umiejętności) to i tak miażdży grających zeń aktorów. Podobnie było w Joe Black. Choć ani Pitt ani Gosling słabymi aktorami nie są, to przy prawdziwym mistrzu wypadają w najlepszym wypadku słabo...
I wtedy, trzeba się chwytać, pewnych zabiegów, dobrze znanych amerykańskim reżyserom, czyli np. do sceny całkowitego wykończenia i frustracji, w przeddzień kazać aktorowi przebiec maraton i zabronić spania w nocy, albo (jak w Joe Black) zmodyfikować tak scenariusz aby główny bohater był po prostu sztywnym ministrantem... eeehhh, no cóż.